zachowywała się z chłodną uprzejmością, a jeśli nawet cokolwiek z - Mężczyźni! - westchnęła Cara, robiąc rozmarzoną minę. Chloe. niesamowite przeżycie. Nie mogłam oddychać. Tamtego dnia jednak ujrzawszy, kto stoi za szybą, wbiła w Matthew wzrok, po mogły mu przejść przez gardło. W ogóle zabrakło mu słów. - Nie chcę. - Nie, nic - odpowiedział czując, że detektyw obserwuje jego z najpiękniejszych na świecie widoków. W dole widać było przybliża się do krawędzi, tak jakby chciała sprawdzić, jak dalece może podjąć ryzyko. Czy podświadomie chciała rzucić się z mostu? Czy chciała zgłębić to, co kryło się w nieznanej, czarnej toni? małżeństwa. wobec tego stratą czasu byłoby szukanie w szufladach oczy. - Potrafię odróżnić morele od mango, nie tak łatwo je pomylić. jednak dostrzegła, że dzieje się coś niedobrego, i to na wielką skalę. Z
- Jasne, następca tronu zamieszka w kurnej chacie - skwitował z ironią Mark. pierwszy. - Skąd wiedziałeś, że właśnie tego mu teraz potrzeba? - Bo nie mam ochoty na przepiórki. - Teraz ty mi wyjaśnij, czemu tak ci zależy na jego powrocie - zażądała. Mark uśmiechnął się tak, że jedna odpowiedź nasunęła się sama. Dla samego tego uśmiechu byłoby warto... - Dobranoc - rzucił szorstko i skierował się szybko ku wyjściu. Tammy też powinna tu być, przemknęło mu przez głowę i w tym momencie wszystko stało się dla niego jasne. Ona mu to podarowała. Ponieważ wychowywała siostrę, znała wszystkie cienie i blaski zajmowania się małym dzieckiem. Wiedziała, jak wielką radość sprawia pierwszy krok dziec¬ka. Potem pewnie pierwsze słowo, pierwszy rysunek, udana jazda na rowerze... Tammy wyjechała dlatego, bo chciała, by wszystkie te wspaniałe chwile przypadły w udziale jemu. Wyrzekła się wszystkich szczęśliwych chwil. Dla nie¬go. Bez słowa skargi poświęciła to, co było dla niej naj¬cenniejsze. Na jej twarzy malowała się determinacja. No tak, uparła się i nie zdradzi mu prawdy. Mark westchnął w duchu i wskazał ręką na łóżko. Czy aby naprawdę jej nie zależało? Czy nie chciała po¬dobać się Markowi? Oczywiście, że nie! No... Może troszeczkę. rozpaczy... Myślałem, że mam przyjaciół, lecz kiedy fortuna zaczęła się ode mnie odwracać - przyjaciół ubywało. W myślach Mały Książę dodał jeszcze: "Moim najpiękniejszym przyjacielem". - Wszystko jest tutaj. - Tammy wskazała na rzucony na podłogę plecak. Nie, była wobec niego trochę niesprawiedliwa. Przecież od samego początku uprzedzał ją o konieczności posiadania jakiegoś eleganckiego stroju. zadzwonić do szeryfa. - Możesz od niego odskoczyć, ale trzymaj go w zasięgu wzroku. Podam Rudemu nasze położenie. Może uda nam się zająć Watkinsa aż do przybycia szeryfa. Gdy tylko skończył mówić te słowa, motocykl uderzył w tylny zderzak porsche. Chris zaklął siarczyście. Przyspieszył, a potem wrzasnął. - Trzymaj się! W tej samej chwili nadepnął na hamulec. Beck nie miał czasu, żeby się zorientować w sytuacji. Poczuł, jak pas bezpieczeństwa wbija mu się boleśnie w pierś. Zapobiegając katastrofie, w której Chris i Beck prawdopodobnie zostaliby przyduszeni przez przelatujący nad wozem motocykl, Watkinsowi udało się skręcić przednie koło maszyny pod ostrym kątem w lewo. Oderwał przy tym tylny zderzak wozu. Potem motocykl przewrócił się i zaczął ześlizgiwać na pobocze, więżąc pod sobą lewą nogę Klapsa. Watkinsowi udało się wreszcie wyswobodzić. Dźwignął się na nogi i zaczął biec w kierunku Chrisa i Becka, na przemian utykał i podskakiwał na jednej nodze, wygrażając pięścią i wykrzykując przekleństwa. Gdy Chris zatrzymał gwałtownie samochód, telefon wypadł Beckowi z ręki. Teraz, odpiąwszy pasy, zaczął szukać komórki na ziemi. - Zadzwoń do Rudego. Ja się zajmę Watkinsem. Zanim Beck miał szansę zaprotestować, Chris wyskoczył z wozu i od razu przystąpił do ataku. - Chyba bardzo chcesz ze mną porozmawiać. Klaps. - Wiesz, czego naprawdę chcę. - Jak się domyślam, upuścić nieco więcej krwi Hoyle'ów. Klaps rzucił spojrzenie Beckowi, który właśnie znalazł komórkę na podłodze. - Rzuć to, Merchant! - zawołał. - Nie, dopóki się nie cofniesz i nie uspokoisz. Nagle niepewny i zdenerwowany, Klaps oblizał usta i znów spojrzał na Chrisa. - Krew mojego brata ci nie wystarcza? - spytał ten. - Czy to dlatego poszukuje mnie szeryf? - Chyba że zabiłeś jeszcze kogoś. Klaps uczynił krok ku Chrisowi. - Ty cholerny... - to wszystko, co zdołał powiedzieć, zanim Chris zgiął się wpół i uderzył bykiem Watkinsa w brzuch, przewracając go do tyłu. Klaps zareagował zgodnie z odruchem kogoś nawykłego do bójek. Beck szybko wybrał numer 911 i rzucił telefon na siedzenie, wiedząc, że centrala automatycznie wyśledzi jego położenie. Otworzył drzwi od strony pasażera, ale nie zauważył, że samochód zatrzymał się na krawędzi drogi. Nie spodziewał się rowu wykopanego na poboczu. Trafił nogą w pustkę i ześlizgnął się z nasypu prosto do wody. Zanim się pozbierał, wstał i wdrapał z powrotem na drogę, Chris i Klaps stali naprzeciwko siebie na białym pasie wyznaczającym środek szosy, znieruchomiali w scenie, która aż trzeszczała od napięcia. Chris przyciskał do boku jedno ramię. Spomiędzy palców sączyła się krew. Klaps spoglądał na nóż w swojej dłoni, mrugając nań bezmyślnie. Z ostrza kapała krew, opadając na rozgrzany asfalt. Podniósłszy głowę, spojrzał na Chrisa z wyrazem absolutnego niedowierzania na twarzy, po czym odwrócił się na pięcie i pobiegł w kierunku motocykla. Chris ruszył za nim chwiejnym krokiem. - Zostaw go. - Beck chwycił Chrisa za koszulę i przytrzymał na miejscu. - I tak go dopadną. Pod Chrisem ugięły się kolana i opadł na ziemię. Klaps podniósł motocykl, wskoczył na niego i
©2019 locum.pod-dusza.lezajsk.pl - Split Template by One Page Love